Artykuły i relacje

08.12.2008

Trening z Chen Yingjunem

Jak co jesieni i w tym roku odwiedził Polskę młody mistrz Chen Yingjun. Impreza miała miejsce tym razem tylko w Lanckoronie. Aura jak na listopad była wyjątkowa – słonecznie i ciepło, z temperaturą w porywach do dwudziestu pięciu stopni przez kilka dni. Dopiero ostatniego dnia spłynęła z gór nostalgiczna szaruga. Z radością więc większość czasu spędziliśmy ćwicząc na dworze, dotleniając się obficie i wystawiając swe pobladłe już od lata oblicza na ostatnią być może
w tym roku kąpiel słoneczną.
Trening w Lanckoronie Lanckorona
Przez pierwsze dwa dni szlifowaliśmy formę Laojia Yilu. Kolejne dwa dni wypełniła forma z Halabardą, ostatniego dnia zaś w planie były pchające dłonie.
Trening w Lanckoronie Lanckorona
Plany planami, specyfika grupy jednak skłoniła młodego mistrza do skupienia się ostatniego dnia na aplikacjach, centrowaniu i ćwiczeniach w parach. Po południu mieliśmy czas dla siebie – każdy mógł zagospodarować go w zgodzie z własnymi preferencjami. Jedni stali w zhang zhuan, inni ćwiczyli wybrane formy tui shou, jeszcze inni powtarzali np. Laojia Yilu. Oczywiście wszystko pod czujnym i wnikliwym okiem Chen Yingjuna.
Trening w Lanckoronie Lanckorona
Znana w świecie Chen Taijiquan dwójka najbardziej zaawansowanych w huo bu tui shou nie mogła się od siebie oderwać – wypacali nadmiar wody i narażali na szwank koszulki. Ale co tam – przynajmniej było na co popatrzeć!
Laojia to klasyka, niektórzy przez wiele lat nie mogą uporać się opanowaniem jej w zadowalający sposób. Laik stwierdziłby, że brak takim osobom talentu w dziedzinie motoryki. Laik nie rozumie, jak skomplikowaną pajęczyną do utkania jest wykonanie poprawnie tej formy. Laik nie wie, jak wiele poziomów wiedzy ukrytych jest w tych pięknych i pozornie średnio skomplikowanych ruchach. Wreszcie – laik nie widzi wszystkiego, nie wie, że to nie tylko same ruchy. Nie wie, bo jest laikiem. Osoby, które przyjechały do młodego mistrza pragną wyjść z kokonu laika i otworzyć szerzej oczy.
Trening w Lanckoronie Lanckorona
Mistrz, jak to mistrz – zawsze czeka, aż uczeń będzie gotów. Cierpliwie wysłuchuje nawet głupich pytań i stara się w możliwe najklarowniejszy i najprostrzy sposób na nie odpowiadać. Rozumie, że każdy ma swój czas i swój poziom wytrenowania. Do każdego podchodzi indywidualnie i specyficznie. Każdemu daje tyle, ile jest w stanie wziąć, ile może udźwignąć, chociaż dla laika może to wyglądać inaczej.
Trening w Lanckoronie Lanckorona
Metodyka prowadzenia treningu przez Yingjuna różni się nieco od tej, którą od lat propaguje Chen Xiaowang, bo i sam Yingjun jest inny. Pokoleniowo, osobowościowo i z wyglądu. Jakiekolwiek wartościowanie nie ma sensu, wino białe nie jest lepsze czy gorsze od czerwonego, by użyć takiej przenośni. Osobiście lubię i jedno i drugie, nie znaczy, że muszę upijać się naraz oboma. Każdy z nich wnosi bogactwo swojej wiedzy i doświadczenia w dorobek Chen Taijiquan, a nam wypada tylko czerpać z tych studni garściami, ba, wiadrami, ile się da i cieszyć się, że można.
Trening w Lanckoronie
Ciągnąc dalej porównanie przekazu mistrzów do starych win z tradycyjnych, przepastnych winnic - niektórzy potrzebują rozsmakować się bardziej, sączyć dłużej i rozkoszniej, inni mają ochotę pochłaniać ogromne ilości na raz. Bo każdy jest inny. Stare przysłowie mówi – wszystko można, tylko z wolna i z ostrożna. Niebawem spotkamy się na kolejnym seminarium i kolejnym, kolejnym, kolejnym. Przed nami całe życie wypełnione smakiem wspaniałego wina, oby tylko głowa wytrzymała:)


Jagoda Kunikowska