Yang Luchan w Chenjiagou

Yang Luchan - prawdziwa historia jego nauki u Chen Changxinga

Przeczytałem ostatnio artykuł w internetowym magazynie " Swiat Nei Jia ' opisujący niezwykłe wyczyny Yang Luchana ( 1799 -1873 ) i między innymi jego naukę u mistrza stylu chen taijiquan słynnego Chen Changxinga. (1771 -1853 ) Ponieważ jest to już kolejny artykuł dotyczący początków nauki twórcy stylu Yang rażąco mijający się z prawdą, chciałbym podać prawdziwą wersje tej historii. Skąd pewność, ze jest prawdziwa ? Ponieważ znam ją z samego źródła.
Yang Luchan stał się słynną postacią i historię jego nauki u Mistrza Chen przekazywano w opowieściach i zapiskach rodziny Chen z pokolenia na pokolenie. W sumie to nie tak odległe czasy ( 5 pokoleń wstecz ), a syn, ojciec i dziadek często mają ze sobą bezpośredni kontakt. Chen Changxing był pradziadkiem słynnego Chen Fake, którego wnukiem z kolei jest obecny sukcesor stylu chen, Mistrz Chen Xiaowang i od niego właśnie znam prawdziwa wersje tej historii.

Yang Luchan pochodził z bardzo biednej rodziny, Tak biednej, ze jako dziecko 10-12 letnie został sprzedany na służbę do pewnego właściciela sklepu z ziołami. Było to często praktykowane w ówczesnych Chinach, gdy rodziny nie stać było na utrzymanie dzieci. Nie była to forma niewolnictwa jak w dawnych czasach, czy w Ameryce XIX w. ale taka osoba, dopóki nie wykupiła swojej wolności, zmuszona była pracować na rzecz swego chlebodawcy. Pracował więc jako goniec w aptece roznosząc zamawiane zioła i leki do klientów. Po kilku latach, gdy podrósł i mógł wykonywać cięższe prace, właściciel przeniósł go na farmę do pracy w polu i obejściu. Tak się złożyło, że to gospodarstwo znajdowało się w Chenjiagou, rodzinnej wiosce mistrza Chen Changxinga.

Gospodarz, Chen Dehu był pewnie dalszym krewnym Mistrza, w tym czasie spokrewnionych z Chenami było już tylko kilka procent mieszkańców. W owym czasie państwo było w stanie rozkładu, korupcja urzędników, i napady rabunkowe były na porządku dziennym. Gospodarz Yang Luchana, chcąc uniknąć płacenia haraczu okolicznej bandzie, zatrudnił Mistrza Chen Changxinga, aby uczył domowników rodowej sztuki walki, słusznie mniemając, ze skoro tak słynny Mistrz zacznie regularnie bywać i uczyć w jego domu, znajdą się niejako pod jego ochroną.
Yang Luchan, jako osoba niższego stanu i nie dysponująca swoim czasem, oczywiście nie mógł uczestniczyć w treningach razem z domownikami. Zaciekawiony podglądał jednak te lekcje z ukrycia i powtarzał po kryjomu zapamiętane ruchy.

Tu trzeba podkreślić ważną rzecz obalając powszechny mit, o tym okresie jego "nauki"- Nie ma najmniejszych szans osiągnąć wysoki poziom. ucząc się w ten sposób, a tym bardziej nie mając wcześniej żadnego doświadczenia w sztukach walki. Jest to po prostu niemożliwe. Dziwie się, że wiele osób od lat ćwiczących sztuki walki wierzy w takie historie i bezkrytycznie je powiela. Usprawiedliwieniem może być tylko fakt, że w niektórych relacjach był on już wtedy zaawansowanym ekspertem innych sztuk walki, co oczywiście nie mogło być prawdą.

Więc historie o tym, że po takim "podglądanym" treningu pokonał synów czy najlepszych uczniów Mistrza ba, niektórzy nawet piszą, że sam Mistrz nie mógł dać mu rady i uznał go za sukcesora, mogą tylko śmieszyć.
W rzeczywistości Yang Luchan mógł tylko mniej lub bardziej udolnie naśladować z grubsza ruchy formy, na zasadzie dziecka, które trzymając kijek w ręku imituje walkę na miecze. Pamiętajmy też, że te lekcje miały bardziej cel propagandowy i na pewno obejmowały tylko niewielki zakres podstawowych ruchów.

Pewnego popołudnia Mistrz Chen wracając do domu (bardzo być może, że został jeszcze po treningu zaproszony na herbatę i wracał później niż zwykle) zobaczył w oddali jak ktoś powtarza ruchy przypominające formę ćwiczoną na treningu. Ponieważ z łatwością rozpoznawał ruchy swoich uczniów, zaciekawiło go, że nie może poznać kto to taki. Słońce już zachodziło i nie mógł też dojrzeć jego twarzy. Podszedł bliżej. Nie muszę dodawać, że Yang Luchan dostrzegł go dopiero, gdy był już tuż obok. Przerażony padł na kolana, prosząc Mistrza o wybaczenie.

Musimy zdawać sobie sprawę, że była to w pewnym sensie forma kradzieży. W poważnej sytuacji ktoś podkradający techniki szkoły był po prostu zabijany. Ale przecież w tym wypadku nie mogło być o tym mowy. I choć wykroczenie ze strony Luchana było dość poważne, stad jego przerażenie, Mistrz bardziej przejął się jego przewinieniem wobec gospodarza niż wobec niego. Jak wielu wybitnych mistrzów, Chen Changxing miał dobry i współczujący charakter. Nie tylko nie zrobił z tej historii problemu, ale zwrócił się do chlebodawcy Yang Luchana z prośbą , żeby mógł on uczestniczyć w zajęciach razem z innymi domownikami. Ponieważ zwrócił się z tym sam Mistrz, gospodarzowi nie wypadało odmówić.

W ten sposób uczył się i pracował, w wolnych chwilach powtarzając poznawane ruchy. Tych wolnych chwil nie było za dużo, a też i zakres poznawanego stylu nie wykraczał, jak wspomniałem poza podstawy. Jego upór, zaangażowanie i zapał były jednak wielkie i pilnie chłonął wszystko co pokazywał Mistrz Chen. Tak minęło ok. 6 lat . Jego gospodarz, był już w podeszłym wieku i zaczął chorować. Przeczuwając, że niedługo umrze nie chciał żeby po jego śmierci Yang Luchan, wówczas dwudziestokilkuletni młodzieniec, został w domu sam z jego młodymi żonami. Stwarzałoby to bowiem dość niezręczna sytuację. Zwrócił więc młodzieńcowi jego kontrakt wykupu, (właściwie spalił go w jego obecności) przekonując do wyjazdu w rodzinne strony.

Jak wspomniałem Yang Luchan nie poznał jeszcze głęboko stylu walki rodziny Chen, ale czas spędzony z Mistrzem rozbudził jego zapał i aspiracje do poznania głębiej tej sztuki. Nie wiadomo dokładnie czym się zajmował przez najbliższe kilka lat, ale gdy tylko mógł sobie pozwolić na przyjazd i naukę w rodzinie Chen już jako osobisty uczeń Mistrza, zrobił to bez wahania. Możemy sobie wyobrazić, że jego determinacja i zapał, a tez i pewnie szczęśliwe okoliczności doprowadziły do tego, że mógł sobie na to pozwolić. Mistrz Chen też zapamiętał jego zapał i szczere wysiłki z czasów jego wcześniejszego pobytu w wiosce.
Czasy były ciężkie, najstarszy syn Mistrza Chen Gengyun coraz częściej przejmował obowiązki ojca w konwojowaniu karawan, a wchodząca broń palna wróżyła rychły koniec starych metod ochrony kupców przez ekspertów sztuk walki. Te wszystkie okoliczności, szczęśliwie dla Yang Luchana, złożyły się na to, że Chen Changxing zrobił wyjątek i po raz pierwszy przyjął ucznia spoza rodziny. Była to zupełnie inna nauka niż w domu jego dawnego Pana.. Przyjmując go na ucznia Mistrz zobowiązywał się przekazać całą posiadana wiedzę. Oczywiście od charakteru ucznia zależało czy to nastąpi.

Przez kolejne sześć lat Yang Luchan mieszkał i uczył się w domu Mistrza, robiąc duże postępy. Po tym czasie ponownie wyjechał z Chenjiagou. Jakkolwiek jego umiejętności były już dość duże, miał poczucie, że nie uchwycił jeszcze sedna tej sztuki. Po kilku latach, w czasie których konfrontował swoje możliwości w licznych przyjacielskich potyczkach z różnymi ekspertami sztuk walki, uznał, że musi jeszcze raz odwiedzić swego Mistrza i do końca zgłębić zasady taijiquan.

Minęło ponownie sześć lat wytężonej nauki, po upływie których można powiedzieć, że w końcu dotarł do poziomu który go satysfakcjonował.
Mistrz Chen Changxing miał już ponad 70 lat, Yang był w sile wieku (lekko po czterdziestce.) a mimo tej różnicy, gdy pewnego razu chciał zaskoczyć Mistrza niespodziewanym atakiem z tyłu, skończyło się to tak, ze wylądował na ziemi odrzucony błyskawiczna ripostą. Wzbudziło to jego niekłamany podziw i jeszcze większy respekt dla Mistrza.
Na pożegnanie Chen Changxing wręczył mu kopie rodowych zapisków dotyczących ich sztuki walki. symbolicznie zamykając tym gestem proces przekazywania swojej wiedzy.
Scena ta została później uwieczniona specjalna rzeźbą czy odlewem, która istnieje do dzisiaj. W Chenjiagou nadal istnieje obejście i domostwo Chen Dehu. Jest również chatka Yang Luchana.
(zobacz galerię zdjęć z Chenjiagou)

Nauka u mistrza Chen Changinga trwała blisko 20 lat. Była to nauka bardzo intensywna i za wyjątkiem może pierwszych kilku lat, bardzo szczegółowa. Cudów nie ma. Podglądając trening zza płotu można co najwyżej zapamiętać zewnętrzne ruchy, nawet nie podejrzewając gdzie tkwi sedno sztuki. Opisy, jak to pokonał najlepszych uczniów po, nawet kilku latach podglądania, mogą jak pisałem, tylko śmieszyć. Nie umniejsza to w żadnym razie osiągnięć Yang Luchana, który niewątpliwie stał się wielkim Mistrzem. Przeciwnie, długi i intensywny trening uwiarygodnia tylko jego późniejsze osiągnięcia.
Przy okazji dodam, ze styl Yang Taijiquan jaki znamy dzisiaj niewiele ma wspólnego z tym co ćwiczył Yang Luchan. W znacznej mierze uproszczone i zmienione, głównie przez jego wnuka Yang Chenfu ruchy, pozbawione dynamicznych elementów fa jing, bardzo różnią się od pierwowzoru jakim były formy rodziny Chen.

Niezwykłe wyczyny Yang Luchana, inspirowały scenarzystów i pisarzy, i niektórzy uważają, że to oni chcąc "podrasować" trochę jego pochodzenie i okres nauki w rodzinie Chen, tworzyli te mało wiarygodne historie.
Mogło też być, ze te wersje powstały w samej rodzinie Yang, która zwłaszcza w kolejnych pokoleniach, z racji wpływów wśród arystokracji (wielu z nich uczyło się u Yangów taijiquan) chciała ukryć fakt niskiego statusu społecznego ich przodka w młodości.
Jakkolwiek by nie było, prawdziwa historia jego pobytu w Chenjiagou wyglądała mniej więcej tak jak to opisałem, a sam Yang Luchan stał się dla mnie przez to bardziej bliski i rzeczywisty.

Jarosław Jodzis

powrót do listy artylułów